Ostatnio dostaję od Was sporo maili z pytaniem o patchwork: jak szyć, jak zacząć i w ogóle czym to się je.
Tak więc zmobilizowałam się i postanowiłam spisać potomnym pod rozwagę jak to ze mną i patchworkiem było. No i jest ;-)
Na wstępie zaznaczam, że to nie jest poradnik patchworkowy!
Nie mam ani prawa, ani aspiracji, żeby wybijać się na guru w dziedzinie, w której dopiero raczkuję.
Od tego są fachowcy :-)
Kilka ładnych lat temu jako notoryczny ciułacz i zbieracz książek robótkowych, natknęłam się na poradnik pt. "Patchwork krok po kroku".
Kupiłam, poczytałam, pooglądałam obrazki i... stwierdziłam, że to ABSOLUTNIE nie dla mnie!
Ta precyzja w wycinaniu, te masakrastyczne matematyczne obliczenia, ta masa szmat potrzebna do zrobienia najprostszego patchworku. Brrrr!
ABSOLUTNIE NIE!
Książka powędrowała na półkę.
A ja?
A ja wykazałam się niebywałą konsekwencją, ponieważ kolejnym zakupem był nóż krążkowy - właśnie do cięcia szmat patchworkowych.
Minęło kilka lat. Książka kurzem nie zarosła, bo w dość cyklicznych odstępach czasu wyciągałam ją na światło dzienne i przeglądałam. Po to, żeby po raz enty upewnić się, że ta zabawa ABSOLUTNIE nie jest dla mnie.
Pod koniec 2012 roku dostałam info od
Ani, że jakoś tak w styczniu/lutym
Anna Sławińska organizuje w Warszawie kurs podstaw szycia patchworku i czy bym ewentualnie była zainteresowana.
Pewnie, że byłam!
I to bardzo, bo chciałam się już tak całkiem, organoleptycznie przekonać i upewnić, że to ABSOLUTNIE nie dla mnie.
Dość przewrotna motywacja, nieprawdaż? ;-)
Poszłam. I... WSIĄKŁAM! :-DD
Jednak nie taki patchwork w realu straszny, jak na fotkach wygląda.
Tak więc patchworki pokochałam i postanowiłam, że będę się w to bawić tak długo, aż mi się znudzi ;-)
Oczywiście szycia nie zaczęłam od razu od narzut i pledów.
Co to to nie! Aż tak odważna nie jestem. Wolałam poćwiczyć na małych formach typu jaśki czy podkładki.
Dopiero w ostatnich dniach 2013 "wzięło" mnie na większe zabawy.
Teraz będzie subiektywny niezbędnik patchworkary - czyli co dobrze jest mieć, żeby sobie życie ułatwić ;-)
Jak widać na zdjęciu, wiele gadżetów nie posiadam, ale to co mam jest mi absolutnie niezbędne i smutno by mi było, jakbym musiała kombinować centymetrem, kredą krawiecką i nożycami.
Zacznijmy od wspomnianego wyżej noża.
Tnie się nim szybko, lekko i wygodnie.
Ale żeby nim móc ciąć, dobrze jest posiadać matę samoregenerującą. Miałam malutką, taką A4 do decoupag'u, ale nie zdawała egzaminu.
Kupiłam dużą (nie największą, rzecz jasna :-D ), wygodną i dwustronną - z jednej strony jest centymetrowa, z drugiej calowa.
Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, marzy mi się mata obrotowa. Idealna do przycinania takich niedużych elementów jak ten na zdjęciu powyżej. Póki co zostanie sobie w sferze "błękitnych migdałów" ;-)
No i linijka. Też typowa patchworkowa, z grubego plastiku. I również, co dla mnie jest ważne, z centymetrową podziałką.
Można dyskutować, czy lepsza jest linijka plastikowa, czy metalowa. Obie są "nożoodporne", ale metalowa jest o tyle gorsza, że przy nieumiejętnym cięciu, konieczna będzie wymiana ostrza naszego noża ;-)
Drewnianych zdecydowanie nie polecam - zabiłam taką półmetrówkę jednym, zdecydowanym ruchem ręki ;-))
Co jeszcze przydatne jest przy szyciu patchworków?
No myślę, że szmaty ;-D
Zdobywane we własnych szafach, strychach, sh i innych gałganoodajnych miejscach.
A maszyna do szycia?
Może być, ale nie musi :-D
Wszak kiedyś patchworki szyto ręcznie.
Kiedyś i teraz w sumie też można tak się bawić.
Na przykład heksagonami:
To bieżniczek, nieduży, ot taki na próbę. Długość boku heksagonu w tym bieżniczku to 1cal.
Żeby sprawdzić, czy ręcznie szyte patchworki mnie nie przerastają.
Nie przerastają.
To fajna zabawa dostępna dla każdego. Nie potrzeba do niej mat, noży i linijek.
Wystarczą: nici, nożyczki, kawałki materiałów i trochę cierpliwości.
Co teraz? Teraz równolegle powstają trzy narzuty.
Fragmencik pierwszej widać na zdjęciu z matą i nożem.
Druga - ręcznie od A do Z.
Trzecia - z tycich kawałeczków pozostałych po cięciu tych dwóch pierwszych.
Kiedy je skończę?
Nieprędko.
Ale czy mi się gdzieś spieszy?
Raczej nie. Tym bardziej, że pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł, a nie przy tworzeniu patchworków ;-)